czwartek, 27 lutego 2014

Biało mi, ale nie od śniegu ;)

Ten tydzień, a w zasadzie już od weekendu, który minął upływa mi pod tytułem białej farby, wałka i pędzla. Zaczęło się od malowania witryny, którą tydzień temu zakupiłam na Pchlim targu. Miejsce to jest cudowne, ale jednocześnie troszkę mnie śmieszy. Tylko gdy w niedzielę wczesnym rankiem mam czas i ochotę gnam tam czym prędzej i chyba nigdy nie wróciłam z pustymi rękami. Można tam kupić poza meblami i dodatkami do wnętrz, warzywa, owoce, ciastka a nawet odzież czy kosmetyki:).  Jednak nie o tym miałam pisać - miałam pisać o malowaniu, a więc do brzegu... :). Na pierwszy ogień poszła witryna, a po niej jakoś tak poleciało. Przemalowałam też barek na kółkach, który docelowo ma stanąć na tarasie, ale o tym będzie w innym poście. Po tym zdecydowałam się na pomalowanie jeszcze wiklinowych doniczek. Kiedyś kupiłam 3 sztuki i tak na prawdę nie miałam na nie pomysłu i w sumie dalej nie mam, ale jak dla mnie białe wyglądają dużo lepiej i zaczyna się co do nich kształtować jakiś plan w mojej głowie. Dziś pozostały już tylko dwie, bo jedną pogryzła nam Fuksja :).


Dziś tylko te zdjęcia, ponieważ post miał się ukazać w weekend, ale niestety nie dam rady. Jutro dość niespodziewanie jadę służbowo do Sopotu na 5 dni, więc plany musiałam odłożyć. Witryna jeszcze do końca nie skręcona, nie ma też uchwytów i zamontowanych drzwi, ale zdjęcia muszę pokazać chociaż te 3. Fakt - jakość okropna, ale robione przed chwilą przy słabym oświetleniu.
 

Witryna, zaraz po przywiezieniu i rozkręceniu

A to witryna po pomalowaniu:




( Kafejnik i filiżanki już znacie )





Do zobaczenia

Ania

wtorek, 25 lutego 2014

Krótko i smacznie

Dziś krótko, zwięźle i na temat, bo chyba jak każda z Was w tygodniu narzekam na permanentny brak czasu. Chciałam Wam pokazać dziś mój pomysł na troszkę wiosenny obiad, a mianowicie na Cannelloni. Moje są akurat z mięsem z indyka, suszonymi pomidorami,  tymiankiem i zapieczone pod ciągnącą się mozzarellą. Do tego szybka sałatka i obiad gotowy J





Potrzebujemy:
Cannelloni – 1 opakowanie
Mięso mielone z indyka – 30 dag
Cebulę – 1 duża ( ja użyłam czerwonej)
Puszkę pomidorów
Suszone pomidory – ok. 80 gram
Marchewkę – 1 średnią sztukę
Tymianek świeży lub suszony
Mozzarellę – ok. 20 dag
Przyprawy: sól, pieprz, słodką paprykę

Sałatka:
Sałata ( dowolna – Ja użyłam mieszanki sałat)
Pomidorki koktajlowe – 10 dag
Ogórek – 10 dag
Oliwę, ocet balsamiczny



Farsz do canneloni zaczynamy od pokrojenia w kostkę cebuli i zeszklenia jej na patelni. Następnie dodajemy  startą na tarce na grubych oczkach marchewkę oraz mięso mielone . Wszystko smażymy około 5 do 10 minut. Po tym czasie dolewamy pomidory z puszki, solimy i pieprzymy a następnie gotujemy, aż część płynu odparuje, a sos zgęstnieje. Tymianek oddzielamy od łodygi – czyli dodajemy same listki oraz pomidory suszone pokrojone w paseczki. Całość doprawiamy jeszcze odrobiną słodkiej papryki i farsz mamy gotowy. Teraz nadziewamy nim rurki makaronowe i układamy w naczyniu żaroodpornym.  Pieczemy około 45 minut w 180 stopniach.  Po upływie połowy czasu posypujemy makaron startą mozzarellą i dalej zapiekamy do zrumienienia
W tym czasie robimy prostą sałatkę – sałatę, ogórka pokrojonego w pół talarki oraz pomidorki przekrojone na pół wrzucamy do miski. Polewamy oliwą i octem balsamicznym. Możemy posolić do smaku i udekorować kiełkami.


Smacznego.


Chciałam wam tylko pokazać mały drobiazg jaki dotarł do mnie w sobotę. Miętowy kafejnik z Emalii Olkusz. Ich linia Nostalgia jest dla mnie cudowna i przywodzi mi na myśl kuchnię mojej babci – jednak jest to seria limitowana niestety. Dzbanek będzie jednak idealny na leniwe śniadania na tarasie. 

Do zobaczenia
Ania

sobota, 22 lutego 2014

Czekam...


Bardzo lubię czas oczekiwania. Nie ważne czy oczekuję przyjścia paczki z jakąś nową zdobyczą czy spotkania ze znajomymi czy Świąt. Lubię planować, zapisywać, szukać i inspirować się. Tym razem nie czekam na nic innego jak na bardzo wyczekiwaną już WIOSNĘ. Uwielbiam kiedy pierwsze promienie słońca oświetlają mi twarz i rażą w oczy, czuję wtedy jak moje akumulatory się ładują, a ja mogę góry przenosić. Dziś u mnie był bardzo słoneczny dzień, więc nie pozostało mi nic innego jak tylko wyjść na dwór i łapać to całe dobrodziejstwo jakie padało wraz z promieniami. W domu zaś nie pozostało mi nic innego jak tylko wprowadzenie wiosny kwiatami i pastelami, do których ostatnio mam ogromną słabość. Nawet nasza suczka owczarka niemieckiego Fuksja położyła się dziś na trawce i ani jej w głowie było wracanie do domu. Dlatego spędziłam sporo czasu w ogrodzie robiąc pierwsze wiosenne porządki. Na pierwszy rzut poszedł taras, wobec tego sezon wiosenny w moim wydaniu uważam za OTWARTY :)








Dziś mamy też zaproszonych gości na wieczór i poniżej zdjęcie z tego jak nakryłam stół - jeszcze bez kolacji :) ( nie mogłam się powstrzymać i nie zrobić zdjęcia). Powoli przymierzam się również do wysiania roślinek - poziomek, surfini ( w tym roku pierwszy raz spróbuję je wysiać), pomidorów i wielu innych, które mam nadzieję będą cieszyć nie tylko oko, ale i  żołądek. Jednak roślinki to temat na oddzielny post.



Do zobaczenia - Ania

czwartek, 20 lutego 2014

Wolny dzień



Dziś mam wolne w pracy i siedząc w salonie z filiżanką kawy w ręku zastanawiałam się od czego zacząć. Co pokazać Wam jako pierwsze. Wybór padł na serce naszego domu, czyli na kuchnię. Dla mnie jest to najważniejsze miejsce w domu. Tutaj wyżywam się kulinarnie, to tu zazwyczaj przenoszą się imprezy z salonu i to właśnie tutaj gotujemy z przyjaciółmi. W sumie to spędzam chyba też w niej najwięcej czasu ( nie licząc przeglądania Waszych blogów, bo to robię gdzie popadnie, kiedy tylko mam chwilkę wolnego czasu). Oprócz tego dziś długo wypatrywałam wiosny i wydaje mi się, że już jest za rogiem i nie długo rozgości się u nas na dobre. Słońce dziś tak pięknie u nas świeciło i zaglądało przez okna, że aż miałam ochotę troszkę popracować w ogrodzie:)

Na pierwszy ogień chciałam pokazać Wam kilka kadrów z mojej kuchni. Zapraszam…



U nas troszkę próbuję zwabić wiosnę kwiatkami :)
A to jest moja słabość - mogłabym kupić wszystkie książki kucharskie. Marzy mi się również biblioteczka na nie w kuchni.







                                                 

Do zobaczenia...



środa, 19 lutego 2014

Początek...


Po wielu godzinach przemyśleń oraz zastanawiania się i analizowania jaki wykonać następny

krok, aby wreszcie zrobić coś dla siebie postanowiłam założyć swojego własnego bloga. Mam

zamiar pisać i pokazywać wam jak mieszkamy, spotykamy się z przyjaciółmi, będzie trochę

kuchni, ale również ogrodu i przyrody. Nie będę ukrywać, że ogromną inspiracją do podjęcia tej

decyzji, byłyście Wy ­ kobiety z pasją, chęcią życia w pięknym otoczeniu z cudownymi ludźmi. W

tym miejscu chciałabym stworzyć odzwierciedlenie Naszego domu oraz tego co się w nim dzieje

oraz tego jak wraz z nim zmieniamy się my. Mam nadzieję, że będziecie się u mnie czuć jak u

siebie w domu:) Zapraszam was do mojego świata ­ rozgośćcie się na dobre...